Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku niewyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nawigacja

administrator

Kalendarium II wojny światowej w Siemiatyczach – Pierwsze miesiące po przejściu frontu

„Kurier Siemiatycki” 2006, nr 49

Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz

Działania Armii Krajowej ludność oceniała wysoko, bowiem oddziały tej formacji tępiły zwykłych bandytów podszywających się za partyzantów. Wykonywane były często na tych ludziach wyroki śmierci. Tak było w Pakaniewie koło Milejczyc, Hornowszczyźnie czy naszych Siemiatyczach. Odział Władysława Łukasika ps. „Młot” stał się znany w Siemiatyczach, bowiem zjawiał się często zarówno w Siemiatyczach jak i okolicy - często na Stacji Kolejowej w Siemiatyczach i moście kolejowym na Bugu w rejonie Fronołowa. Tu było bardzo wygodnie działać oddziałom partyzanckim, bowiem most kolejowy żelazny został w ramach działań wojskowych wysadzony w powietrze (pisaliśmy o tym w jednym z poprzednich odcinków). Obok mostu zwalonego wojskowi saperzy radzieccy zbudowali most drewniany. Przez ten most pociągi przejeżdżały bardzo powoli. W czasie tego przejazdu w jedną czy drugą stronę, można było wsiąść do pociągu i z niego wysiąść. To umożliwiało przejazd partyzanckich oddziałów z jednej na drugą stronę Bugu, a więc przenikanie i przemieszczanie się z województwa białostockiego do lubelskiego i warszawskiego. Oddziały tej formacji na naszym terenie działały do lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Pokazowy proces resztek żołnierzy - partyzantów działających na naszym terenie odbył się latem 1952 roku w tak zwanym „Klubie” koło cerkwi p.w. Świętych Piotra i Pawła.

Kalendarium II wojny światowej w Siemiatyczach – Pierwsze miesiące po przejściu frontu

„Kurier Siemiatycki” 2006, nr 48

Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz

Podkreślić należy, że Armia Krajowa podlegała wówczas dyrektorom Rządu Polskiego na emigracji w Londynie. Po wkroczeniu Armii Radzieckiej na tereny Polski i ruszeniu ofensywy styczniowej na Berlin już 19 stycznia 1945 roku oficjalnie rozwiązano tę największą liczebnie podziemną formację wojskową (liczyła ona w styczniu 1945 roku  350 tys. żołnierzy). Nie wszyscy dowódcy terenu rozkazowi się podporządkowali. Na terenie Siemiatycz i okolic nadal działały oddziały Armii Krajowej pod dowództwem rotmistrza Zygmunta Siendelarza (ps. „ŁUPASZKA” ). Zainteresowanych szczegółowymi działaniami wymienionych oddziałów na naszym, i nie tylko naszym terenie odsyłamy do książki Tomasza Łobuszewskiego i Kazimierza Krajeńskiego pt. „Od Łupaszki do Młota 1944-1949 r.”

Czytelnikom przedstawiamy jeden z epizodów, jaki miał miejsce w Siemiatyczach. Otóż w nocy z 1 na 2 czerwca 1945 roku w Siemiatyczach pojawił się 1 szwadron Brgady Wileńskiej. W takich akcjach rozbrajano posterunki MO, jednostki KBW, dokonywano rekwizycji pieniędzy i towarów. W Siemiatyczach działała już w 1945 roku Spółdzielnia Rolniczo-Handlowa. Jej prezesem był przybyły z rejonu Sokołowa Podlaskiego pan Lucjan Wąsowski. Stróżem nocnym i dozorcą był pan Józef Skutnicki z Siemiatycz. Transakcji kupna towarów dla spółdzielni dokonywano przy pomocy gotówki. Pan prezes do kieszeni pobrał z kasy znaczną kwotę pieniędzy (jak się wówczas mówiło „papugę pieniędzy”) i 2 czerwca miał jechać do Siedlec i Warszawy po towary. Pan prezes mieszkał nieopodal siedziby spółdzielni przy dzisiejszej ul. Pałacowej (na miejscu pawilonu handlowo-usługowego vis a vis budynku Szkoły Specjalnej). Za budynkiem, w którym mieszkał, były posadzone kartofle. Po towary dla spółdzielni jeździł spółdzielczy samochód. Z nim po zakupy wybierali się drobni siemiatyccy sklepikarze. Tak więc ludzie wiedzieli, że np. „jutro” jedzie samochód spółdzielczy do Siedlec czy Warszawy z panem prezesem „nadzianym pieniędzmi”. W nocy z 1 na 2 czerwca 1945 roku do domu – mieszkania - pana prezesa przyszli wojskowi z siemiatyckim przewodnikiem z „prośbą” o pieniądze. Pan prezes Wąsowski w rozterce. Tu są „leśni” walczący o wolną Polskę, a tu konkretni ludzie, którzy z uciułanych pieniędzy założyli swoją autentyczną spółdzielnię. Wybór był prosty. „Panowie, takeście mnie łomotaniem do drzwi i okien przestraszyli, że muszę natychmiast załatwić się. Łazienek i ubikacji wówczas w domach nie było. Pan prezes wyszedł z pilnującym go partyzantem za dom w kartofle. Tu szybko wyjął z ubrania pieniądze i opuścił bruzdę. Nogą zsunął ziemię na zwitek pieniędzy i na to posadził, jak to się mówiło „japońskiego grzybka”. Po powrocie wszyscy do spółdzielczej kasy, którą pan prezes otworzył, ale w kasie nic nie było. Przeprowadzona rewizja osobista nie wykazała większej sumy pieniędzy, za wyjątkiem pieniędzy osobistych. Partyzanci dokonali jednak rekwizycji wyrobów tytoniowych i cukru ze spółdzielni. Następnego dnia rano przywołano dozorcę Skutnickiego i kazano kopać pod „japońskim grzybkiem”. Ku zdziwieniu osób towarzyszących temu procederowi, wyciągnięto pakiet z pieniędzmi. Zdarzenie to relacjonował sam pan Józef Skutnicki.

Kalendarium II wojny światowej w Siemiatyczach – Działania Armii Krajowej w rejonie Siemiatycz i okolic

„Kurier Siemiatycki” 2006, nr 47

Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz

Jak pisze w swym opracowaniu Władysław Żarski-Zajdler (Ruch oporu w latach 1939-1944 na białostocczyźnie, Referat materiałowy, cz. 2, Wojskowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1966) postawione zadania 2 pułku ułanów spieszonych Armii Krajowej wypełniał w miarę swych możliwości. W rejonie Hajnówki kilkakrotnie przerywał łączność kolejową na linii Hajnówka-Czeremcha-Siedlce. Urządzono kilka zasadzek na transporty niemieckie, niszcząc kilka samochodów nieprzyjaciela. Znając doskonale własny teren, w większości przypadków oddziałom partyzanckim udawało się wychodzić cało z niemieckich obław. Niebagatelną rolę odgrywali tu informatorzy i łącznicy uprzedzający w porę oddziały partyzanckie o organizowanych obławach, co pozwalało na unikanie walki w przypadkach znacznie przeważających sił nieprzyjaciela. Skutecznym schronieniem dla partyzantów były nasze lasy, do których Niemcy niechętnie wkraczali. Na trasie Siemiatycze-Ciechanowiec III batalion kilkakrotnie urządzał zasadzki na tabory niemieckie. Jedna z większych potyczek miała miejsce w okolicy wsi Skiwy Duże w lipcu 1944 roku. W miarę zdobywania sprzętu i uzbrojenia powiększono liczebność batalionów. W lipcu 1944 roku stan oddziałów pod bronią wynosił ponad 600 ludzi. Dość szczegółowy opis działalności Armii Krajowej na naszym terenie niedawno opisywał pan Waldemar Jankowski w artykułach „Jak uratowano Nurzec-Stację Kolejową przed niemiecką pacyfikacją”. To właśnie na terenie lasów nurzeckich było uroczysko trudnodostępne, gdzie szkolono kadrę oficerską (podchorążówka). Armia Krajowa zajmowała się nie tylko zadaniami szturmowymi, ale prowadziła pracę wywiadowczą, kontrwywiadowczą, prowadzono spisy zbrodniarzy wojennych, itp. To pan Władysław Żarski-Zajdler w cytowanym wstępie opracowaniu na stronie 105 pisze: „Do największych sukcesów wywiadu terenowego zaliczyć należy: wykrycie i rozpoznanie na wiosnę roku 1944 w powiecie Bielsk Podlaski (w rejonie Siemiatycz, do którego to powiatu wówczas należały Siemiatycze - przypis autora artykułu) nowej broni powietrznej Hitlera - rakiet V-1 i V-2, będących jeszcze wówczas w stadium prób. Wywiadowcy obwodu Bielsk Podlaski natrafili na wypadki rozrywania się takich rakiet, przy czym zabity został jeden chłop i spalona została stodoła (stodoła pana Wileńskiego z Sytek - dopisek autora artykułu). Ze szczątków rakiet ocalały urządzenia elektryczne, które rozebrano i następnie wraz z meldunkiem wysłano do Komendy Głównej w Warszawie”.

Kalendarium II wojny światowej w Siemiatyczach – Polskie podziemie w Siemiatyczach i okolicy

„Kurier Siemiatycki” 2006, nr 43

Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz

O Polskim podziemiu w okresie wojny i okupacji wiedziało się tyle, co np. o prądzie elektrycznym płynącym w przewodach. Przeciętny zjadacz chleba wiedział, że prąd w przewodach chyba jest, ale dopiero jak przewody się zwarły i powstało iskrzenie, wówczas człowiek był przekonany, że on naprawdę jest i działa. Na białostocczyźnie największymi podziemnymi organizacjami wojskowymi były Armia Krajowa i Narodowe Siły Zbrojne. Skupimy się głównie na tych najliczniejszych formacjach podziemnych, które też działały na terenie Siemiatycz i okolic.

Dowódcą białostockiego okręgi Armii Krajowej, w skład którego wchodziła placówka AK w Siemiatyczach, był pułkownik Władysław Liniarski, pseudonim „Mścisław”, „Wuj”. Był on najdłużej dowodzącym Komendantem Białostockiego Okręgu AK. Funkcję Komendanta Białostockiego Okręgu Armii Krajowej pełnił od czerwca 1942 r. Aresztowany został dopiero 31 lipca 1945 roku przez tropicieli NKWD i U.B.P. W więzieniu przebywał do 1954 r. Odznaczony Orderem Wojennym „Virtuti Militari” kl. V za osobistą odwagę i męstwo. Trzykrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych oraz za całokształt zasług żołnierskich i obywatelskich - Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami.

Kalendarium II wojny światowej w Siemiatyczach – Front linii Wisły ruszył na Berlin

„Kurier Siemiatycki” 2006, nr 42

Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz

Jak wspominaliśmy w jednym z poprzednich artykułów, w Siemiatyczach ziemia drżała, kiedy w połowie stycznia 1945 roku Armia Radziecka „katiuszami” ostrzeliwała Warszawę. Większość jednostek radzieckich z Siemiatycz przeniosła się w kierunku Warszawy. W Siemiatyczach i okolicy zaczęły się rozrachunki z nadgorliwymi wykonawcami szczególnie porządków władzy radzieckiej z okresu po 17 września 1939 do 1941 roku. Każdej niemal nocy ktoś z tych ludzi został rozstrzelany. Byli to głównie ci osobnicy, którzy w wymienionym okresie pojawili się w różnych miejscowościach jako rzemieślnicy (cieśle, murarze, ślusarze, itp.) przysłani przez władzę radziecką. Tak zginęło małżeństwo Gruzinów w rejonie Ostrożan, tak zginął Franciszek Koźluk - cieśla z Krasewic Starych. Podobnie było na kolonii w Kłopotach, Lachówce i innych miejscowościach, w tym w Siemiatyczach. Bardziej aktywnym Białorusinom, którzy uwierzyli zarówno Rosjanom i Niemcom w stworzenie na tych terenach Zachodniej Białorusi dawano 24 godziny na opuszczenie dotychczasowego miejsca zamieszkania i wyjazdu do upragnionej ojczyzny na wschód. Kto dokonywał tych egzekucji wysiedleń? Ludność potocznie nazywała ich „leśnymi”. Należałoby im poświęcić nieco miejsca, bo do dziś nie napotkałem kompleksowego opracowania z wyszczególnieniem rodzaju działających formacji i ich specyfiki działania. A rzeczywiście w tamtych czasach nikt nie zaglądał do legitymacji „leśnych” i wszystkich „ładowano do jednego worka”, niezależnie od tego, czy był to zwykły „watażka” działający we własnym imieniu, czy kilkuosobowej grupy, czy to był żołnierz formacji autentycznie niepodległościowej. Tak czy owak był to trudny okres, w którym popełniono wiele pomyłek i błędów pod wpływem impulsywnego działania, że wschodnia granica Polski miała być na Bugu, że Rosjanie nie pomogli walczącej powstańczej Warszawie, że pozostałe w Siemiatyczach i okolicy jednostki NKWD niczego dobrego nie wróżą, tylko następne wysiedlenia patriotów polskich na Syberię, tak jak to stało się z pierwszym dyrektorem Siemiatyckiego Gimnazjum i Liceum, Sylweriuszem Trenguttem.

Kalendarium II wojny światowej w Siemiatyczach – Armia Radziecka w Siemiatyczach

„Kurier Siemiatycki” 2006, nr 41

Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz

W końcowych miesiącach 1944 roku obok kursujących w obiegu rubli radzieckich pojawiły się niby polskie pieniądze - złote. Dziś wiemy, że były to banknoty zaprojektowane przez grafików radzieckich drukowane w Moskwie. Ich relacja do rubla radzieckiego była jak 1:1 tzn. jeden polski złoty równał się wartości jednego rubla radzieckiego. Pamiętam, że za świąteczną choinkę średniej wielkości zapłacić trzeba było 50 zł. Święta minęły bez szczególnych zdarzeń, z tym, że były spokojne i skromniutkie. W dwa tygodnie po świętach w Siemiatyczach, gdy się wyszło z domu na dwór w godzinach nocnych było słychać jak drżała ziemia. Na pytanie Rosjan, co to jest? Odpowiadali, że to „nasze katiusze odstrzeliwują Warszawę”. Jednostki radzieckie, które dotąd jeszcze stacjonowały zaczęły opuszczać Siemiatycze ruszając na zachód, jak mówili „na Berlin”. Pozostały tylko nieliczne jednostki NKWD.

Tymczasem do Siemiatycz licznie zaczęli napływać repatrianci ze wschodnich rubieży dawnej Polski, bowiem słyszeli, że obowiązywać będzie wschodnia granica Polski na rzece Bug. Repatrianci do Siemiatycz przybywali nie tylko ze wschodu. Na dzisiejszej ulicy Pałacowej w istniejącym do dziś budynku (budynek biznesu vis a vis Urzędu Skarbowego) od strony północnej zamieszkiwała rodzina czteroosobowa (kobieta, mężczyzna i dwóch chłopaków). Dwaj chłopcy Mirek i Marek byli w naszym wieku, tj. Mirek w wieku mojego starszego brata, Marek w moim wieku. Nic dziwnego, że zaczęliśmy się ze sobą kolegować. Dowiedzieliśmy się, że przybyli oni nie ze wschodu, ale zza Buga z rejonu Sarnak i Łosic, a ten pan nie jest ich ojcem, ale pasierbem i że nazywa się Pawłowicz. Na imię miał Tadeusz. Ci chłopcy nazywali go Panem Tadeuszem. Po latach okazało się, że Pan Tadeusz Pawłowicz to major wojska polskiego, z zawodu inżynier chemik, żołnierz Armii Krajowej okręgu Siedleckiego rozpracowujący ze swoim bratem Marianem tajemnicę spadających tu na nasze Podlasie Nadbużańskie niemieckich pocisków V-1 i V-2. Właściwe jego nazwisko to Kordzik Tadeusz i jego brat lekarz Marian. Wtopili się w społeczność repatriantów, kryjąc się w ten sposób przed aresztowaniami NKWD. Pan Tadeusz Pawłowicz wkrótce założył rozlewnię wód gazowanych i piwa w Siemiatyczach, zaopatrujący powstające w tym mieście restauracje „Pani Katiuszy”, „Izdebskiego”, „Koslera” i inne. Przebywał w Siemiatyczach bez mała 10 lat, tj. do momentu utworzenia w Siemiatyczach powiatu, a w nim powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa. W obawie przed rozszyfrowaniem jego przeszłości i aresztowaniem wyjechał z rodziną „w Polskę” zostawiając za sobą „zasłonę dymną” jakoby wyjechał na Warmie i Mazury. Rzeczywiście wyjechał do województwa mazowieckiego, dawniej warszawskiego. Żyd pan Kirszeblum po ruszeniu wojsk radzieckich na zachód, w ślad za nimi pojechał do Warszawy stąd do Izraela.

Kalendarium II wojny światowej w Siemiatyczach – Armia Radziecka w Siemiatyczach

„Kurier Siemiatycki” 2006, nr 40

Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz

Uruchomiona od 1 października szkoła miała przedwojenną strukturę. Na parterze mieściła się szkoła powszechna (klasy I-VI). Na piętrze pierwszym mieściły się klasy gimnazjalne (I, II, III). Na drugim piętrze mieściły się klasy licealne i część gimnazjalnych, bowiem najwięcej było uczniów tej grupy.

Kierownikiem szkoły powszechnej został przedwojenny nauczyciel tej szkoły pan Bronisław Wielbut. Pierwszym dyrektorem siemiatyckiego gimnazjum i liceum w Siemiatyczach był przedwojenny dyrektor gimnazjum i liceum w Drohiczynie pan Sylweriusz Trengutt. Pierwszymi licealistami, którym wojna przerwała ukończenie matury, byli: Byczkowska Regina, Dębowski Bogumił, Gartkiewicz Maria, Kosińska Maria, Kozłowska Franciszka, Mazur Jan, Sołtan Danuta, Sołtan Zbigniew, Sudenis Anna, Tatarczuk Bogusław, Trengutt Stefan, Tymiński Lucjan, Warchiński Stanisław, Zwoliński Zygmunt, Sikorka Halina. To ci wymienieni już w maju 1945 roku, kiedy Trzecia Rzesza kapitulowała w Berlinie, w pośpiechu zdawali egzaminy maturalne i „pryskali”, czym prędzej z Siemiatycz „w Polskę”. Dlaczego? Dlatego, że po przesunięciu się frontu na linię Wisły w 1944 roku na zajętych terenach rozpoczęło swoją inwigilację NKWD.  Już w grudniu 1944 roku zaaresztowano pierwszego dyrektora siemiatyckiego gimnazjum i liceum w Siemiatyczach. Słuch o nim zaginął. Zaczęto prześwietlać uczniów klas starszych. Nadmienić trzeba, że większość z nich rzeczywiście należała do polskiego podziemia AK czy NSZ. Nieżyjący dziś profesor wyższej Szkoły Ekonomicznej w Krakowie pan Stanisław Wacławowicz na jednym ze zjazdów absolwentów naszej szkoły średniej wspominał ucieczkę przez ogrody Jana Żero - między ulicami dzisiejszej Pałacowej i Ogrodowej udało mu się uciec od szukającej go ekipy NKWD.

Pierwszymi nauczycielami gimnazjum i liceum w Siemiatyczach - profesorami jak ich wówczas musieli nazywać uczniowie byli: Gustaw Bartoszewicz, Mieczysław Bajbor, Józef Meder, Antoni Kuźniar, Wiktor Wasilewski, Irena Przełomiec, Czesław Kamiński, prof. Szczepanie, Bronisław Wielbut, Jadwiga Kosińska, ks. Stanisław Paczkowski, ks. Justyn Kruchliński.

Miejsce aresztowanego przez NKWD dyrektora gimnazjum i liceum w Siemiatyczach pana Sylweriana Trengutta objął dotychczasowy nauczyciel fizyki i matematyki w tej szkole pan profesor Wiktor Wasilewski.

Kalendarium II wojny światowej w Siemiatyczach – Armia Radziecka w Siemiatyczach

„Kurier Siemiatycki” 2006, nr 39

Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz

Jak pisaliśmy w jednym z ostatnich odcinków, ranni żołnierze radzieccy, pensjonariusze siemiatyckich szpitali polowych opuścili nasze miasto z końcem lata 1944 roku. Siemiatyccy przedwojenni pasjonaci tego miasta przetrzebieni przez losy wojny zaczęli się rozglądać do koła i myśleć jak by tu ożywić miasto i doprowadzić do normalnego funkcjonowania. Na ulicy Koszarowej, dziś Kościuszki, cudem ostał się budynek przedwojennej szkoły powszechnej zbudowanej przez społeczeństwo Siemiatycz z inspiracji jej kierownika Ignacego Gilewskiego. Wnet wybrano delegacje Siemiatycz z wnioskiem do władz wojennych w Białymstoku o utworzenie szkoły średniej. Argumentem było szczególnie to, że przez okres okupacji kilka roczników nie uczęszczało do szkoły, a sporo jest także dzieci i młodzieży, którym należy zapewnić naukę. Korzystną okolicznością była migracja ludności, szczególnie repatriantów ze wschodnich kresów Polski i nie tylko, a wśród nich wielu nauczycieli szkół średnich, np. profesorowie Kuźniar, Bajbor, Kuklewski, państwo Trenguttowie. Władze w Białymstoku pozytywnie zatwierdziły wniosek siemiatyckiej delegacji i rozpoczęto przygotowania do rozpoczęcia roku szkolnego 1944/1945. W ocalałym budynku szkoły w wyniku przesuwania się przez Siemiatycze frontu większość szyb, a szczególnie na niskich kondygnacjach (parter i I piętro) była wybita, a przecież zbliżał się październik. Nie było sklepów z szybami. U szklarzy też było krucho z tym materiałem, była to przecież okupacja i wojna. U nas potencjalnych uczniów było czworo i w obejściu rodzinnym w czasie okupacji była plantacja rozsady tytoniowej. Do tego Niemcy sprowadzili specjalne wielkie okna inspektowe z matowymi szybami (o wymiarach 150 cm x 80 cm). Większość tych szyb inspektowych w wyniku przesuwania się frontu przez Siemiatycze uległo zniszczeniu. Ale te wielkie pęknięte części szkła nadawały się na małe szybki (50 cm x 25 cm) do wielkich szkolnych okien. I tak rada w radę, Kazimierz Snycerski, mający też dwoje potencjalnych uczniów, a pracujący w czasie okupacji w zakładzie szklarskim, oszklił wszystkie okna z wytłuczonymi szybami. Budynek był, jak to się dzisiaj mówi, zamknięty przed nadchodzącym okresem zimowym 1944/45. Tak też już od 1 października 1944 r. rozpoczęła działalność pierwsza w historii Siemiatycz szkoła średnia. Na ulicy Drohiczyńskiej w dawnym budynku szkoły żydowskiej powstała też pięcioklasowa szkoła białoruska.

Kalendarium II wojny światowej w Siemiatyczach – Pierwsze miesiące i lata powojenne

„Kurier Siemiatycki” 2007, nr 7

Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz

Jak wspomniano w poprzednich odcinkach, życie w Siemiatyczach powoli normowało się. Siemiatyckie dziewczęta wywiezione w czasie okupacji niemieckiej do pracy w Prusach Wschodnich (dzisiaj Warmia i Mazury) zaczęły powracać do domów. Gorzej było z chłopakami. Bowiem pochodzący z Białostocczyzny i podlegający poborowi wojskowemu chłopcy, wywiezieni podobnie jak dziewczyny na roboty do Prus, wcieleni byli bez dyskusji do Armii Radzieckiej według zasady „ty z biełastockoj obłasti tak ty nasz i pajdiosz w Kradnuju Armiu”. Tym sposobem do tej armii trafiło sporo Siemiatyczan (Jan Kalinowski, Lucjan Chrołowski, Józef Markowski i wielu innych).

Tu w Siemiatyczach Bielska Komenda Uzupełnień także wcielała do wojska polskiego siemiatyckich chłopców podlegających poborowi (np. zmobilizowani zostali Kazimierz Jodłowski, Zygmunt Kosler, Józef Nowicki, Zygmunt Smorczewski i inni). Większość z nich wróciła do Siemiatycz po 9 maja 1945 roku. Natomiast niektórzy z nich, wcieleni do armii radzieckiej mieli wątpliwe szczęście, bo służyli w jednostkach, które po zakończeniu wojny w Europie, skierowane zostały z Niemiec na Daleki Wschód, na front japoński, gdzie wojna jeszcze trwała do września 1945 roku. Ci wybrańcy losu, to Siemiatyczanie tacy jak Jan Kalinowski (Korea), Józef Makarowski (Władywostok).

Znaczna część siemiatyckiej młodzieży męskiej, o czym pisano wcześniej, należała do podziemia (AK, NSZ). Ci początkowo ukrywali się w lasach, niektórzy odkryli powołanie do kapłaństwa  i poszli do seminariów duchownych (Charyton, Leszczyński, Grygorczuk, Płonowski). Niektórzy z rozkazu dowództwa wstąpili do Milicji Obywatelskiej, ale w krótkim czasie usieli uciekać „w Polskę” najczęściej na Ziemie Odzyskane, aby ślad po nich zaginął przed organami NKWD i UBP. Wspomina pułkownik Wojska Polskiego, Siemiatyczanin, dziś mieszkaniec Wrocławia, ile miał kłopotów z tej racji, że jego brat Wacław Jodłowski z Siemiatycz miał takie samo imię i nazwisko, jak zamieszkujący w Anusinie i Olendrach były dowódca plutonu Narodowych Sił Zbrojnych.

Kalendarium II wojny światowej w Siemiatyczach – Epizody wojenne

„Kurier Siemiatycki” 2007, nr 6

Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz

Była wczesna wiosna 1945 roku. Posterunek milicji, do którego przyprowadzono Polaków mieścił się, jak wspomniano w poprzednich odcinkach, na dzisiejszej ul. Pałacowej, róg Zaszkolnej. Przed posterunkiem zwykle stał lub przechadzał się któryś z funkcjonariuszy. Przestrzeń zarówno w kierunku placu dzisiejszej ul. 11 Listopada była niezabudowana. Z ulicy Pałacowej było widać, co dzieje się w centrum rynku, jak i na ul. 11 Listopada. Szedłem wówczas ulicą Pałacową w kierunku naszego rynku. Było to na wysokości szkoły. Widzę, że wschodnią częścią rynku, w kierunku ul. 11 Listopada ruszyła czarna limuzyna. Wkrótce ze schodów restauracji „Katiuszy” wybiegła właścicielka z krzykiem: „Łapcie złodzieja!” Biegła w kierunku posterunku milicji. Stojący przed posterunkiem funkcjonariusz oddał z karabinu jeden strzał, następnie drugi do przyśpieszającej czarnej limuzyny.  Wreszcie przyklękną na kolano i oddał trzeci strzał. Ale samochód przyśpieszył i pojechał w kierunku tzw. Łojek i Walendziuk. Gdzie dalej pojechał? Do Siedlec czy Sokołowa? Będzie to do końca tajemnicą. A co ukradli złodzieje? Jak wspomniano w poprzednim odcinku, ówczesne restauracje były pełne klientów. Tam skupiało się życie towarzyskie. Cztery restauracje w rynku i cztery pełne, zaludnione po brzegi. Złodzieje zabrali cały dzienny utarg pani Katiuszy i odjechali.

Warto też słowo poświęcić innej restauracji, a mianowicie „Czarnej Mańce”. Tę restaurację upodobała sobie młodzież ze Słoch Annopolskich. Starsi Siemiatyczanie pamiętają, jak w karnawale wieczorem o 20-ej czy 21-ej godzinie, gdy się wyszło na dwór, to słychać było śpiewy: „Za prehajte chłopczyki koni...” albo „Katiuszę”. To młodzież wracała sankami do domu. W restauracji „Czarnej Mańki” częstymi gośćmi byli funkcjonariusze NKWD i UBP. Radzieccy żołnierze wracający z wojny wieźli różne „trofiejne” rzeczy. Jeden z rodziców mieszkający w rynku odkupił od żołnierza radzieckiego trąbkę. Synek, kiedy zobaczył ten upragniony instrument wyszedł wieczorem przed dom (obok restauracji) i zaczął po swojemu trąbić. Nagle zrobił się ruch. Funkcjonariusze z restauracji zaczęli wybiegać na dwór z pretensjami do ojca chłopca. Do kogo on wysyłał sygnały? Z trudem udało się wytłumaczyć funkcjonariuszom całe zajście, ale też trochę się dostało niesfornemu chłopcu. Tym chłopcem co to „wysyłał sygnały” był dzisiejszy burmistrz Miasta Siemiatycze p. Zbigniew Radomski.