alendarium II wojny światowej w Siemiatyczach – Epizody wojenne
„Kurier Siemiatycki” 2006, nr 38
Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz
Jak wspominaliśmy w jednym z poprzednich odcinków, po przejściu frontu w Siemiatyczach stacjonowały radzieckie jednostki zaplecza frontu, w tym jednostki z zapasami paliwa do pojazdów. Jedna z takich jednostek została ulokowana w naszym obejściu. Być może dlatego, że było to obszerne podwórze graniczące z dwuhektarowym ogrodem (obecnie posesja Szkoły Specjalnej, Urzędu Skarbowego przy ul. Pałacowej i osiedla mieszkaniowego „Ogrodowa” do ulicy Ogrodowej). Dowódcą jednostki był porucznik Armii Radzieckiej ze swym „aniołem stróżem” podoficerem starszym sierżantem od spraw politycznych. Obu wojskowych zakwaterowano w naszym mieszkaniu. Po wielokilometrowych marszrutach z zaopatrywaniem sąsiednich jednostek w paliwo, nieliczne chwile wolne, porucznik przeznaczał na wypoczynek - sen. „Starszyna”, jak mawiał na starszego sierżanta porucznik, zwykle wymykał się do wspomnianej wcześniej przeze mnie kawiarni pana Kirszebluma. Pewnego grudniowego popołudnia, porucznik zapytał ojca, czy może się zdrzemnąć na kozetce, bo noc była forsowna. „Starszyny” wówczas nie było chwilowo w mieszkaniu. Porucznik rozpiął pas z pistoletem, powiesił na etażerce w kuchni (kuchnia była wówczas u nas przejściowym pomieszczeniem, jak w wielu tradycyjnych domach) i zasnął w pokoju na kozetce. Po pewnym czasie przychodzi do mieszkania „starszyna”, jak zwykle ze swoją pepeszą. Kiedy spojrzał na wiszący na etażerce pas oficerski z krótką bronią, oczy mu zagrały radością. Ojciec wskazał palcem, że porucznik śpi w pokoju. Ale „starszyna” położył palec na ustach, żeby nic nie mówić, postawił w kącie przy etażerce swoją nierozłączną pepeszę, przypiął sobie pas z pistoletem i wyszedł z domu. Już był wieczór, kiedy obudził się porucznik i wyszedł z pokoju do kuchni. Ojciec opowiedział porucznikowi o zajściu. Porucznik wysłuchał, cierpko się uśmiechnął, spojrzał na stojący automat koło etażerki i powiedział, że poczekamy. Tak czekaliśmy wszyscy do godziny około 22. Wówczas usłyszeliśmy w pobliżu pojedyncze strzały z pistoletu. Porucznik poderwał się i wybiegł na ganek przed domem w obawie, że będzie tragedia, jeśli zbłąkana kula trafi chociaż tylko jeden ze stojących na podwórku samochodów załadowanych beczkami z benzyną. Wybiegliśmy wszyscy za nim. Po chwili, w ciemnościach, ukazała się słaniająca od brzegu do brzegu postać „starszyny”. Porucznik wówczas krzyknął „starszyna”! Ten przestał strzelać oraz bardziej prostym marszem zameldował się do raportu. Ponieważ zbliżał się styczeń 1945 roku, nie wiem czy „starszyna” otrzymał jakąś karę. A z politrukiem lepiej nie zadzierać. Do Berlina było jeszcze daleko.
Włochy Pastavy
Białoruś Zehdenick
Niemcy Etterbeek
Belgia Kobryń
Białoruś