Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku niewyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nawigacja

Kalendarium II wojny światowej - "Kurier Siemiatycki" 2006, nr 21

czwartek, 16 kwiecień 2015 16:34

Kalendarium II wojny światowej w Siemiatyczach – Front wschodni w Siemiatyczach

„Kurier Siemiatycki” 2006, nr 21

Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz

 

To, że większość mieszkańców Siemiatycz opuściła miasto licząc się z mniejszymi ewentualnie konsekwencjami, nie znaczyło, że nic tu się nie działo. Faktycznie pierwsze uderzenie wojsk radzieckich i ich oddziałów partyzanckich było błyskotliwe.

 

Niemieckie służby porządkowe - policji, opuściły Siemiatycze w połowie lipca 1944 r. Kiedy odjechał ostatni samochód z bazy policji przy dzisiejszej ul. Pałacowej (północna część Budynku Biznesu), niektórzy z mieszkańców Siemiatycz, tych którzy pozostali z nadzieją zdobycia środków żywności w siedzibie policji, ruszyła do pomieszczenia. Z niewyjaśnionych względów, jeden z samochodów z policją wrócił do bazy. Kilku mieszkańców Siemiatycz widząc, co się dzieje, ruszyła do ucieczki. Przez ulicę był duży ogród Jana Żero. Uznali, że tu będzie najbezpieczniej uciekać. Niemcy to zauważyli i ruszyli w pogoń. Licząc, że ktoś mógł ukryć się w stojącym w podwórzu (obecnej szkoły specjalnej przy ul. Pałacowej) drewnianym domu, rzucili tam przez okno granat.

Ponieważ w domu zostały niektóre meble, w tym łóżko z siennikiem ze słomy, doszło do jej zapalenia. Następnie zaczęła się palić podłoga. Jedna ściana w wyniku wybuchu została odchylona pod sufitem około 10 cm z widokiem na niebo. A więc doskonała wentylacja do rozprzestrzenienia się pożaru. Wnet zaczęła się palić ściana (pokoju olejno malowanego). Nieliczni siemiatyczanie z daleka oglądający, wydobywający się dym z okien budynku, przekonani byli, że ten zabytkowy, drewniany budynek, pamiętający czasy powstania styczniowego, spłonie. Tak też myśleli, oglądający to z ogrodowego ukrycia Wanda i Jan Żerowie. O jakimkolwiek gaszeniu nie było mowy. To groziło zastrzeleniem przez Niemców. O dziwo, po pewnym czasie dym z wnętrza zaczął słabnąć, jakby rzeczywiście ktoś ten pożar gasił.

Niech sobie ktoś myśli, co chce, ale w tym pokoju i tę część budynku od czasów przedwojennych zamieszkiwała nasza rodzina. Na ścianie wisiał - i na czas okupacji pozostał - obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej, przed którym modliła się zawsze matka. Jako dziecko na rękach matki, kiedy nadeszła nad Siemiatycze straszna nawałnica (burza z piorunami i trąbą powietrzną), ten obraz utkwił mi w pamięci, bo matka z wielkim przejęciem modliła się przed nim. Po powrocie do Siemiatycz, obejrzeniu tego pokoju z wypaloną na centymetr głębokości smolną i malowaną olejno podłogą i częścią ściany, a także złuszczonego od ognia, też pomalowanego olejno sufitu, uznaliśmy ten przypadek za szczególny. Znajomi, znający historię tego budynku i oglądający na własne oczy wypaloną podłogę, ścianę i uwarunkowania jakie towarzyszyły temu epizodowi wojennemu, nie mogli w to uwierzyć. A jednak autentycznie tak było.

Czytany 2282 razy