Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku niewyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nawigacja

Kalendarium II wojny światowej - "Kurier Siemiatycki" 2006, nr 25

czwartek, 16 kwiecień 2015 16:33

Kalendarium II wojny światowej w Siemiatyczach – Front wschodni w Siemiatyczach

„Kurier Siemiatycki” 2006, nr 25

Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz

Dzień był piękny, słoneczny, zresztą jak całe lato tego roku. Odgłosy artyleryjskich wybuchów ucichły. Tylko zboża w większości nie zżęte z wiadomych względów, poorane były w wielu miejscach oponami pojazdów i gąsienicami czołgów. Szliśmy z Krasewic Starych polnymi dróżkami w kierunku dworu Czartajew. Stąd przez wieś do Siemiatycz. Kiedy doszliśmy za zakręt na końcu Czartajewa, naprzeciw wiatraka, posłyszeliśmy z tyłu za nami szum - warkot jakichś pojazdów. Obejrzeliśmy się za siebie, a zza zakrętu wysunęły się trzy czołgi z charakterystycznymi niemieckimi krzyżami, które się wnet zatrzymały. Nam miny zrzedły, powstało pytanie - co robić? Wracać do Krasewic, czy iść dalej do Siemiatycz? Popatrzyliśmy na siebie, droga powrotna przebiegała koło odległych od nas około 150 m czołgów. A może czołgi pojadą drogą prosto przez las do szosy bielskiej w rejonie tak zwanej góry Rytla? Zadecydowaliśmy iść dalej do Siemiatycz. Minęliśmy drewniany mostek na rzece Kamionce, minęliśmy dom P. Myszkowskiego i kiedy byliśmy w połowie drogi do szosy, od tyłu, za nami jechały te trzy czołgi. Usłyszeliśmy pojedyncze wystrzały. Języki nam uwięzły w gardłach, ale okazało się, że nikt z nas nie upadł. W powietrzu zasyczały wystrzelone rakiety. Jedna z nich spadła na kopę wykoszonego zboża i zapaliła ją. Czołgi nas minęły i pojechały w kierunku szosy bielskiej. Na chwilę odetchnęliśmy z ulgą, idąc także w kierunku szosy (w rejonie dzisiejszego CPN- Orlen) prowadzącej do Siemiatycz.

Kiedy doszliśmy do szosy zobaczyliśmy, że jest cała zastawiona różnymi pojazdami wojskowymi. W górze latały samoloty. Żołnierze z podwiniętymi rękawami w mundurach siedzą i leżą odpoczywając w rowach. Zapytaliśmy po niemiecku czy możemy iść do miasta. Odpowiedzieli, że tak. A więc ruszyliśmy. Rozmowy już żadnej nie prowadziliśmy. Miny nam zrzedły. Idziemy dalej. Doszliśmy do ulicy Czartajewskiej (dziś Bartosza Głowackiego). Nie widać było w obejściach mieszkańców. Jedynie w sąsiedztwie państwa Maciejewskich, zobaczyliśmy przytulonego do ściany starego Pana Marciniaka, który krzyczał do nas: „Chowajcie się chłopcy za dom, za ścianę, pod dach, bo samoloty strzelają po dachach”. Ale myśmy szli dalej. W centrum miasta też nie widać było mieszkańców. Tu i ówdzie szczęknęła okiennica ruszona przez powiew wiatru. Z rynku szliśmy ul. 11 listopada w rejon dzisiejszego kina „Chrobry”, a wówczas Deutsche Hausu. Stąd uliczką na „swoją” ulicę Conrad von Hotzendorf (dzisiejsza Pałacowa).  

Z dala zobaczyliśmy, że w podwórku stoją niemieckie samochody i kręcą się Niemcy. Ale cóż? Doszliśmy tu do swego domu, a więc idziemy dalej. Kiedy zobaczyliśmy przechodząc koło swego domu, że okna i drzwi są otwarte, Niemcy siedzą przy stołach i coś jedzą i piją, na podwórzu palą w ognisku jakieś papiery, przeszliśmy obok domu szybkim krokiem, nie zatrzymani przez nikogo, poszliśmy do ogrodu. Wiedzieliśmy, że najbardziej ustronnym miejscem jest młodnik śliwkowy przy ulach z pszczołami. Za płotem rozciągał się łan owsa złocącego się w słońcu. Tam znaleźliśmy siedzących przy płocie oboje wujostwa. Ciocia Wanda wyskoczyła do nas pierwsza z załamanymi rękoma z pytaniem: „Chłopcy! A kto was tu przysłał? Za chwilę znowu rozpocznie się atak. Co z wami zrobić? Przetrzymać? Ryzyko! Jak rozstrzelają wszystkich odchodząc? Wracajcie szybko do Krasewic, tylko nie przez podwórze, ale przez ogród i ul. Drohiczyńską”. W ogrodzie były dojrzałe owoce, ogórki, pomidory, wiśnie. Narwaliśmy pełen koszyk ogórków (zamiast wody), agrestu, pomidorów i ruszyliśmy w drogę powrotną. 

Na rynku, na rogu ul. Kilińskiego i Ciechanowieckiej - bo chcieliśmy wracać drogą ciechanowiecką przez Grzyby Orzepy - spotkaliśmy kilka kobiet. Zapytały - dokąd idziemy? Odpowiedzieliśmy, że drogą Ciechanowiecką. A one mówią, że próbowały tam pójść, ale w Sitnikach jest linia obronna i Niemcy w tamtą stronę nikogo nie przepuszczają. Uznaliśmy za stosowne iść trasą, którą przyszliśmy do Siemiatycz. A więc przez Czartajew.

Czytany 2279 razy