Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku niewyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!
Wydrukuj tę stronę

Kalendarium II wojny światowej - "Kurier Siemiatycki" 2005, nr 32

czwartek, 16 kwiecień 2015 16:36

Kalendarium II wojny światowej w Siemiatyczach - Okupacja Niemiecka

„Kurier Siemiatycki” 2005, nr 32

Tekst: Mieczysław Matosiuk, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Siemiatycz

Kalendarium II wojny światowej. Okupacja niemiecka c.d.

W miesiącach letnich 1943 roku, szef siemiatyckiej poczty niemieckiej, Herman Sperrer, postanowił do Siemiatycz ściągnąć swoją żonę z synkiem, dziesięcioletnim Hansikiem (Januszkiem). Żona szefa i matka Januszka, była normalną kobietą, gospodynią domową. Po Hansim, mimo jego młodego wieku, widać było szlify Hitlerjugend. Z jego zachowania widać było, że on tu się czuje panem. Ponieważ ze starszym bratem mieliśmy za młodu ciemny, bodajże czarny kolor włosów, przy spotkaniach z nim na podwórku zwracał się do nas „zigeine” (cyganie). Czuliśmy się z bratem urażeni.

Któregoś słonecznego letniego dnia zachęciliśmy Hansika do pójścia do ogrodu, poza zabudowania gospodarskie i tam spuściliśmy Hansikowi lanie. On błyskawicznie pobiegł do urzędu pocztowego, do ojca. My z bratem wiedzieliśmy, co może być następstwem tego zajścia, też błyskawicznie prysnęliśmy do ogrodu. Tu był pas malin o szerokości około 20 metrów i długości do 50 metrów. Zakryliśmy się w zielska w części starych malin, gdzie już nie chodzono zbierać owoców. Tam przeczekaliśmy do zmroku. Jak już było szaro, obserwując zza węgła otoczenie, wyskoczyliśmy do domu. Matka czuła, że się coś wydarzyło, bo około południa do mieszkania wpadł szef, ojciec Hansika z nerwowym pytaniem, gdzie są chłopcy. Na to matka odpowiedziała, że w ogrodzie, bądź na podwórku. Szef szybkim krokiem z synem podążyli na podwórko i do ogrodu. Nas jednak nie znaleźli. Następnego dnia rano, z przyzwyczajenia odruchowo wyszedłem z domu na ganek i w tym czasie szef poczty szedł na podwórko do ubikacji. Nie było mowy o cofnięciu się. Spotkaliśmy się z szefem twarzą w twarz. Ku mojemu zaskoczeniu, uśmiechnął się i pokiwał palcem. Tak się skończyła nasza letnia przygoda z Hansikiem.

Nie przeszkadzało to innym razem w zaistnieniu poważniejszej sytuacji. Z bratem rzucaliśmy do siebie piłeczką nieopodal płotu sztachetowego z posesją kuchni i stołówki dla pocztowców, a piłeczka wpadła nam za płot. Była tam taka jedna sztacheta trzymającą się na jednym górnym gwoździu. Brat odruchowo uchylił sztachetę i chciał pójść po piłkę. Stojący na naszym ganku i rozmawiający z naszymi rodzicami szef poczty Sperrer, wyciągnął z kabury pistolet i zaczął mierzyć do brata. W zachodzącym słońcu odbijało się światło od ochraniacza na lufę pistoletu i pomyślałem sobie, że musi najpierw zdjąć ochraniacz, aby wystrzelić. Na pytanie matki czy rzeczywiście by strzelił, oświadczył, że tak. Ale tym razem to tylko ostrzeżenie.

Czytany 2664 razy